José Saramago. Baltazar i Blimunda

09.09.2019

José Saramago. Baltazar i Blimunda

Przełożyła Elżbieta Milewska

Wydawnictwo Rebis

Poznań, 2017

„Baltazara i Blimundę” portugalskiego noblisty José Saramago kupiłem i przeczytałem na fali zachwytu „Wszystkimi Imionami”. Bezapelacyjnie styl i wyobraźnia Saramago po raz kolejny zadziałały na mnie ożywczo i inspirująco… z drugiej strony przyznaję, że przez omawianą książkę przedzierałem się dosyć powoli. Nie nastąpiło magiczne pstryknięcie, jak po 40 stronie „Wszystkich Imion”. Akcja „Baltazara…” wije się nieśpiesznie niczym kolumna strudzonych tragarzy w upalne, lizbońskie popołudnie.

Saramago maluje portret renesansowej Portugalii w sposób dokładny, witalny, ale jednocześnie beztroski. Nie przywiązuje specjalnie wielkiej wagi do wydarzeń historycznych, nie zajmuje się problematyką gospodarki czy ekspansją kolonialną. Wręcz odwrotnie – wprowadza do książki elementy nadnaturalne, czego przykładem są chociażby plany stworzenia machiny latającej, czy wyjątkowe umiejętności Blimundy. Nie zdradzę zbyt wiele, ale aby uruchomić statek będzie należało połączyć quasi szamańskie zdolności głównej bohaterki i pseudo-naukową koncepcję księdza Bartłomieja de Gusmao. Duchowny jest inspiratorem, fundatorem i projektantem tego zdumiewającego założenia, natomiast Baltazar i Blimunda wykonawcami. W tle głównego wątku obserwujemy wydarzenia związane z budową jednego z największych założeń pałacowo-klasztornych na świecie – rezydencji w Mafrze. W jego powstanie angażuje się rodzina Baltazara oraz tysiące rzemieślników z całej Portugalii, którzy przez kolejne kilkadziesiąt lat, senne dotychczas miejsce, zamienią w ośrodek tętniący życiem, robotnicze miasteczko przepełnione wielkimi tragediami i małymi radościami.

Książka autora „Miasta Ślepców” to, w mojej perspektywie, przede wszystkim apoteoza spokojnej, cierpliwej i wytrwałej miłości pomiędzy parą tytułowych protagonistów. To swego rodzaju pochwała uporu, trwania na przekór przeciwnościom losu, na przekór wszystkim krytykantom. Jak na czasy, w których żyją, Baltazar i Blimunda swobodnie podchodzą do obyczajowości, nie pragną potomstwa, dobrze czują się we własnym towarzystwie i wspierają się nawzajem. To wsparcie widać poprzez pryzmat momentów zwątpienia, w czasie gdy okazywana jest dezaprobata dla ich związku i wtedy gdy razem mają wykonać z pozoru absurdalną pracę – sporządzić statek latający. Saramago rzecz jasna nie skupia się jedynie na romantycznych aspektach pożycia bohaterów; punkt ciężkości jest przesunięty w stronę trudu życia, mozołu pracy, wreszcie pewnego stanu obsesji jaki zaczyna dotykać chociażby księdza Bartłomieja. Jest to swego rodzaju metafora, która rzutuje na obyczajowość Portugalczyków i na ich oślą determinację podjętą podczas budowy klasztoru w Mafrze. Mafrze, która jawi się żywym pomnikiem kaprysów możnych tego świata pokroju jej fundatora, króla Jana V.

Kiedy zadaję sobie pytanie – „co właściwie zapamiętałeś z tej czytanej niemal 2 lata temu książki?” – w głowie rodzą mi się różnorakie obrazy: widzę obraz bohaterów gnających w magicznym sterowcu i panoramę, która roztacza się pod nimi, przesuwając się niby w XIX wiecznym fotoplastikonie. Widzę również obraz zmęczenia, zepsucia i brudu, z którego po latach wylęgnąć ma się feniks ludzkiej próżności – Mafra. U jej podnóży ludzie rodzą się i umierają; rodzą się w nieczystościach, umierają trawieni gorączką, miażdżeni pod kołami i żywcem pożerani przez choroby weneryczne. Jednak ostatnim obrazem, który widzę jest ciepło rodzinne, miłość, zaufanie i oddanie tak sobie, jak i pracy, w małej szopie, gdzie powstawał cudowny pojazd księdza Bartłomieja. I ten właśnie obraz niech pozostanie ze mną jak najdłużej.

Podsumowując uważam, że dzieło Portugalczyka to literatura godna polecenia. Być może przemówi bardziej do miłośników klimatu Portugalii, gdzie życie jest nieśpieszne, a spojrzenia przechodniów lekko melancholijne. Nie wątpię również, że powolna akcja i charakterystyczny, gawędziarsko-dygresyjny styl pisania Saramago, na który składają się długie zdania i brak wyróżnionych dialogów, niejednego czytelnika wprowadzą w stan uśpienia. Ja sam, już na wstępie, przyznałem, że takowe „momenty” miewałem, niezmiennie jednak uważam, że wczesne dzieło noblisty potrafi oczarować zarówno pięknem relacji między głównymi bohaterami, jak i specyficznym klimatem kraju wyrzuconego na peryferia XVIII wiecznej cywilizacji.

Informacje o librumlegens

librum.legens@gmail.com
Ten wpis został opublikowany w kategorii Literatura współczesna., Powieść, Wiek XX. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz